Recenzja filmu

Księżniczki (2005)
Fernando León de Aranoa
Candela Peña
Flora Àlvarez

I dziwki mogą marzyć

Opowieść o dwóch prostytutkach niewiele ma do powiedzenia o najstarszym zawodzie świata, za to naprawdę sporo o kobiecej przyjaźni. Sympatyczne kino z nutą melancholii.
Prostytucja to jeden z tych tematów, które filmowców (głównie mężczyzn) fascynuje od lat. Problem w tym, że większość obrazów popada w jeden z dwóch stereotypów. Pierwszy to opowieść koncentrująca się na seksie, wyuzdaniu, często balansująca na granicy dobrego smaku. Drugi to melodramat pełen żalu i współczucia nad trudną dolą prostytutek. "Księżniczki" należą właśnie do tej kategorii. Bohaterkami filmu Fernando Leóna de Aranoa są dwie dziwki pracujące w Madrycie. Jedna z nich to Hiszpanka, druga to emigrantka z Dominikany. Dziewczyny na początku opowieści stoją po przeciwnych stronach barykady. Miejscowe prostytutki z wrogością patrzą na cudzoziemki, które za mniejsze pieniądze dają klientom więcej. W ten sposób utrzymujące pewne standardy (i ceny) madryckie prostytutki mają mniejszą liczbę klientów. Zulema właśnie w ten sposób ukradła klienta Caye. Jednak potem, z jakichś powodów, część zarobionych pieniędzy jej oddała. Tak rozpoczęła się przyjaźń pomiędzy dwiema dziewczynami. Widzimy, jak się bawią, jak marzą o lepszym życiu dla siebie i swoich bliskich, ale również jak muszą zmagać się z okrucieństwem i pogardą, jaką świat oferuje pracującym w najstarszym zawodzie świata. Jest w tym filmie kilka ciekawych tematów, lecz żaden z nich nie zostaje pociągnięty do końca. Świat prostytucji pokazano w sposób sztampowy, pozbawiony choćby słowa oryginalności. A przecież konflikt "my-one" aż prosił się o rozwinięcie. Z kolei przykład nie najmłodszej i wcale nie najatrakcyjniejszej dziwki, która potrafiła się ustawić z bogatym i wpływowym klientem, też znajduje się jedynie na drugim tle. Historia sukcesu w branży nie jest najwyraźniej wystarczająco interesująca dla reżysera. Na szczęście dla widzów "Księżniczki" radzą sobie całkiem nieźle jako opowieść o przyjaźni między kobietami i ich prostych w gruncie rzeczy marzeniach. Tutaj reżyser ma wyraźnie więcej do powiedzenia i co ważniejsze potrafi to wyrazić w sposób atrakcyjny. Owszem i w tej warstwie film pozostaje stereotypowy, lecz jest zarazem bardziej wrażliwy, z mniejszą ostentacyjnością, a większym wyczuciem pokazując, jak niewiele potrzeba kobiecie do szczęścia. Jest coś naprawdę wzruszającego i melancholijnego zarazem, kiedy chwile radości, jakich doznają bohaterki, zostają zniszczone przez zwykłą prozę życia. Wielkim plusem filmu jest muzyka Manu Chao. Choć są to w większości piosenki dobrze znane, to idealnie pasują do obrazu i słucha się ich z wielkim zainteresowaniem. Na pochwałę zasługują również odtwórczynie ról głównych Candela Pena i Micaela Nevárez. To głównie za sprawą ich kreacji film ogląda się z przyjemnością, choć na kolana raczej nikogo nie powali.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones